NASTAJE ŚWIT
recenzja filmu Zmierzch świtu Gliwickiego Klubu Filmowego „Wrota”
23 października 2002 r. w gliwickim kinie „Amok” w ramach przeglądu polskiego kina „offowego” odbyła się absolutna premiera filmu pt. Zmierzch świtu w reżyserii Marcina Kondraciuka.
Zmierzch świtu trwa około 16-tu minut. I jest to 16 minut nasycone mnogością alegorycznych, onirycznych obrazów, za pomocą których reżyser (i jednocześnie główny aktor) buduje - już od pierwszych ujęć charakteryzującą się pewnym fatalizmem - opowieść o odosobnieniu, zbrodni i zemście.
Na płaszczyźnie zdarzeń film posiada wyjątkowo czystą sytuację fabularną: rezygnując ze znaczących wątków pobocznych, przedstawia historię jednego bohatera, wrażliwego samotnika, pragnącego ukarać zabójców i gwałcicieli swojej ukochanej, co w końcu dokonuje się na ekranie w serii krótkich, pospiesznych ujęć. Nawiązania – do ogranego w kinie motywu zemsty jednostki za krzywdy wyrządzone przyjaciołom bądź najbliższym - przywodzą "kino sztuk walki"(chociażby Wejście smoka Roberta Clouse z wielkim
Brucem Lee, Krwawy sport Newta Arnolda czy Kickbokser M. DiSalle i D. Wortha - oba z gwiazdą Jean Claude Van Damme'm), a także rozprawiających się z przestępcami za pomocą własnych metod samotnych mścicieli z westernów (Bez przebaczenia Clinta Eastwooda), thrillerów policyjnych (neowestern Brudny Harry Dona Siegela), z kultowych komiksów przeniesionych na ekran (Punisher, Kruk Alexa Proyasa) oraz – w mniejszym stopniu – z kina samurajskiego (scena treningu z bronią „białą”). Jednakże całkowite usytuowanie filmu pomiędzy schematy wyżej wymienionych gatunków byłoby pewną nieścisłością, gdyż Kondraciuk nasyca go kameralną, autonomiczną wizją. Pełne klaustrofobii i mroku nagromadzenie w duszy bohatera traumatycznych przeżyć osiąga apogeum: powoduje pęknięcie wewnętrznego muru dotychczas tłumionego gniewu.
![]() |
Dolph Lundgren -The Punisher (1989) |
Poprzez stale powracające sceny wspomnień głównej postaci (pierwsza komunia kojarząca się bohaterowi z solidnym laniem ojcowskiego pasa; pobicie przez nieznajomych nastolatków; śmierć przyjaciela podczas bliżej nieokreślonych działań zbrojnych; gwałt i morderstwo dokonane na jego dziewczynie), reżyser - pomimo dosyć skrajnych przykładów - obnaża pewną psychologiczną prawdę na temat mechanizmu rodzenia
Raczej nie mający dydaktyczno – moralizatorskich ambicji film prowokuje wewnętrzne pytania: „Jak Ty zachowałbyś się po takich doświadczeniach, jakie spotkały bohatera? Czy umiałbyś żyć, wiedząc że mordercy bliskiej Ci osoby są bezkarni?”.
Wspomniana jednowątkowość – spowodowana zapewne bardzo skromnym budżetem – paradoksalnie wychodzi filmowi na dobre; staję się on czymś więcej niż tylko rozrywką kilku zapaleńców dysponujących kamerą (chociaż zapewne był nią także): cichą i w gruncie rzeczy bardzo smutną rozprawką na temat rozmaitych determinant, które nieustannie oddziałują na życie i postępowanie jednostki.


Zważywszy na czas powstawania (około trzy tygodnie!), film należy uznać za całkiem udaną próbę warsztatu i sprawności realizacyjnych jego autorów. Ciekaw jestem jak twórcy poradziliby sobie z fabułą bardziej złożoną oraz z prowadzeniem większej liczby aktorów. Być może przekonamy się o tym niedługo, gdyż zespół zapowiada produkcję kolejnych filmów.
Po filmie reżyser nagrodzony został zasłużonymi brawami. Nie uniknął niestety stereotypowych pytań od publiczności typu: „co chciał przez to powiedzieć” czy „co oznacza tytuł filmu”. I była to zdecydowanie najsłabsza część wieczoru.
Zmierzch świtu. Reżyseria, scenariusz, zdjęcia: Marcin Kondraciuk. Dźwięk: Paweł Mikoś. Muzyka: zespół „Wrota” ( M.Kondraciuk, P. Mikoś, Beniamin Szwed, Joanna Krawczyk, Piotr Nabielec). Montaż: P. Mikoś, M. Kondraciuk. Efekty specjalne: Mariusz Popielas, Jacek Lątka, Bartosz Koniec. Wykonawcy: Marcin Kondraciuk, Agnieszka Jezierska, Łukasz Junkiert, Tomasz Hamerski, Wojciech Dziadkowiec i inni. Produkcja: Gliwicki Klub Filmowy „Wrota”, 2002 r. 16 minut. Kolor.
recenzja ukazała się w „Experyment” 1/2003.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz