NOC MŚCICIELI: Bruce Lee, Tarantino, Rodriguez
Po przygodzie filmomaniaków z  horrorem (5.08.), w kolejną piątkową noc (12.08.) w Ruinach Teatru  przyjdzie czas na mocną dawkę kung-fu, kina samurajskiego oraz  sensacyjnego. Nie zabraknie również atrakcji dla wielbicieli japońskiego  filmu animowanego (anime) i postmodernistcznego komiksu. Szybką akcję,  silne emocje i świetną zabawę z pewnością zagwarantują: jedna z  największych ikon kina - Bruce Lee (legendarne już Wejście smoka) , jasnowłosa Uma Thurman z nieodłącznym samurajskim mieczem (Kill Bill cz. I i II) oraz panteon niesamowitych postaci z ekranizacji kultowego komiksu Franka Millera (Sin City – Miasto grzechu).  Noc mścicieli zapowiada się naprawdę rewelacyjnie! 
Według planu, wieczór zacznie już o 18:30 Wejście smoka  (1973) Roberta Clouse’a, współprodukcja Hongkong/USA, która sprawiła iż  zachód (w tym Hollywood) zwrócił baczną uwagę na filmy z gatunku  kung-fu  -  którego kolebką był Hongkong i wytwórnia Shaw Brothers, a  prawdziwy rozkwit nastał wraz z założoną w latach 70. przez Raymonda  Chow wytwórnią Golden Harvest. Wejście smoka zaliczane jest do  najwybitniejszych fimów w historii gatunku, a niewysoki (169 cm) 
 Bruce’a  Lee (prawdziwe nazwisko Lee Yeun Kam), zwany Małym Smokiem - za jego  największą gwiazdę. Bruce Lee (twórca opartego na technikach azjatyckich  pierwszego amerykańskiego stylu walki:  jeet kune do - technika  „przechwytywania” pięści) gra shaolińskiego mistrza sztuk walki, Lee,  który przyjmuje zlecenie brytyjskiego wywiadu: udział w turnieju kung-fu  (pomysł stał się potem inspiracją dla wielu filmów m.in. Krwawego sportu)  na silnie strzeżonej wyspie, co ma na celu zdemaskowanie i pojmanie jej  właściciela, wychowanka klasztoru Shaolin, obecnie trudniącego się  produkcją narkotyków  i handlem żywym towarem  - Hana. Lee gnany  pragnieniem zemsty na zabójcach swojej siostry i ukarania Hana za  sprzeniewierzenie się świętym zasadom klasztoru rozpoczyna niebezpieczną  misję... Tak przedstawia się intryga filmu, która – mimo dostrzegalnych  cytatów i nawiązań do pierwszego filmu o przygodach Jamesa Bonda pt. Doktor No  - jest tylko pretekstem do  pokazania efektownych pojedynków z udziałem  Bruce’a Lee oraz innych mistrzów martial arts (Angeli Mao, Jima Kelly,  młodego Samo Hunga czy późniejszej gwiazdy gatunku Bolo Yeunga). Siłą  filmu jest także muzyka ciekawie współgrająca z opowiadaną historią,  udane retrospekcje losów bohaterów,
Bruce’a  Lee (prawdziwe nazwisko Lee Yeun Kam), zwany Małym Smokiem - za jego  największą gwiazdę. Bruce Lee (twórca opartego na technikach azjatyckich  pierwszego amerykańskiego stylu walki:  jeet kune do - technika  „przechwytywania” pięści) gra shaolińskiego mistrza sztuk walki, Lee,  który przyjmuje zlecenie brytyjskiego wywiadu: udział w turnieju kung-fu  (pomysł stał się potem inspiracją dla wielu filmów m.in. Krwawego sportu)  na silnie strzeżonej wyspie, co ma na celu zdemaskowanie i pojmanie jej  właściciela, wychowanka klasztoru Shaolin, obecnie trudniącego się  produkcją narkotyków  i handlem żywym towarem  - Hana. Lee gnany  pragnieniem zemsty na zabójcach swojej siostry i ukarania Hana za  sprzeniewierzenie się świętym zasadom klasztoru rozpoczyna niebezpieczną  misję... Tak przedstawia się intryga filmu, która – mimo dostrzegalnych  cytatów i nawiązań do pierwszego filmu o przygodach Jamesa Bonda pt. Doktor No  - jest tylko pretekstem do  pokazania efektownych pojedynków z udziałem  Bruce’a Lee oraz innych mistrzów martial arts (Angeli Mao, Jima Kelly,  młodego Samo Hunga czy późniejszej gwiazdy gatunku Bolo Yeunga). Siłą  filmu jest także muzyka ciekawie współgrająca z opowiadaną historią,  udane retrospekcje losów bohaterów,  oraz  sekwencja kulminacyjnej walki między Lee a Hanem, rozpoczętej na  dziedzińcu, a zakończonej w  komnacie pełnej luster.  Jak to się stało,  że film sprzed ponad 30 lat nie postarzał się i jest nadal chętnie  oglądany? Odpowiedź jest  następująca : stosujący wysokie kopnięcia,  szybkie ciosy dłońmi, technikę walki  bronią nunchaku, pełen  magnetycznego przyciągania, pokrwawiony, wściekły, wydający dzikie  odgłosy Bruce Lee, dla którego był to niestety ostatni ukończony film  przed nagłą, zagadkową śmiercią. Być może bez legendy Bruce’a Lee w  świecie filmu nie byłoby Jackie Chana, Norrisa,Van Damme’a , Seagala i  innych...
Być może – jak sądzą niektórzy - nie byłoby też dwóch części Kill Billa (2003)  Quentina Tarantino, ale  w-g mnie jest to zbyt daleko posunięta  refleksja. Owszem,   bazują one na całej mitologii hongkońskich filmów  kung –fu (wspaniałe , przerysowane sekwencje walk; motyw zemsty; kodeks  honorowy; wyczerpujący trening u mistrza), ale nie tylko...  Tarantino,  chyba największy – obok Davida Lyncha i braci Coen - twórca   ponowoczesnego kina, ma do zaproponowania o wiele więcej: pastiszową  konwencję na granicy kiczu, grę aluzji i cytatów, liczne zapożyczenia  oraz odwołania do filmów samurajskich (które ostatnimi czasy - m.in. za  sprawą Ghost Doga Jima Jarmuscha, czy chińskich Hero i Dom latających 
sztyletów  Zhanga Yimou -przeżywają drugą młodość) , postaci znanych z kina klasy B  , scenerii i muzyki rodem ze spaghetti westernów Sergio Leone, a nawet  komiksu, japońskiego filmu anime (kilkuminutowy film anime wpleciony w  akcję części I to prawdziwy majstersztyk), kina drogi i horroru.  Koegzystują obok siebie elementy dramatu zemsty, czarnej komedii  i  słodko-gorzkiej ironii, spowite raz krzykliwymi kolorami, to znów  licznymi czarno-białymi retrospekcjami, różnorodnymi ujęciami kamery,  świadomymi błędami montażowymi i fantastyczną kompozycją kadru. Czarna  mamba (Uma Thurman), najniebezpieczniejsza płatna zabójczyni klanu  Śmiercionośnych Zmij, w dniu swojego ślubu zostaje zdradzona przez Billa  (swego czasu nazywany najsłabszym „aktorem” filmów sztuk walki – David  Carradine), swojego byłego kochanka i szefa. Z masakry zgotowanej przez  klan cudem uchodzi z życiem. Lecząc rany, obmyśla plan zemsty... Bardzo  szybka i widowiskowa cz.I, ustępuje miejsca nieśpiesznej, refleksyjno -  obyczajowej cz. II... Znakomite kino z plejadą  aktorów  charakterystycznych...
To samo można powiedzieć o ochrzczonym mianem „Pulp Fiction XXI” Sin City – Miasto grzechu (2005) Roberta Rodrigueza (reżysera m.in. Desperado i Od zmierzchu do świtu) i Franka Millera (kultowego twórcy komiksów m.in. Daredevil, Elektra, Ronin, Batman czy właśnie Sin City),  sensacyjnej, bezpardonowej, mrocznej grotesce rozgrywającej się w  spowitym w deszczu mieście bezprawia, w którym króluje anarchia, przemoc  i układy. Trzy swobodnie powiązane historie - próbujących w mieście  chaosu zaprowadzić 
 porządek  - niejednoznacznych obrońców słabszych (niezniszczalnego twardziela  Merva – znakomity powrót Mickeya Rourke ; udającego się na emeryturę  policjanta Hartigana – Bruce Willis; fotoreportera Dwighta – Clive  Owen), wciąż natykających się nowe przejawy amoralności i grzechu (że  wspomnę tylko milczącego mordercę-kanibala, zepsutego kardynała, jego  brata senatora mającego zwyrodniałego syna – pedofila i zabójczy gang  prostytutek). W większości czarno-biały (poza intensywnymi kolorami  szczegółów np. sukienka, niebieskie oczy; hetolitry krwi pozbawione są  koloru), wykorzystujący na niespotykaną dotąd skalę możliwości  fotografii cyfrowej i obróbki komputerowej film jest z pewnością jednym z  największych wydarzeń filmowych tego roku i chyba najwierniejszą  adaptacją komiksu. To także przepis na to, jak powinien wyglądać   nowoczesny, zacierający granice dobra i zła - film noir. Warto  zobaczyć.Ciekawostką jest, iż jedną z krótszych sekwencji wyreżyserował  sam Tarantino.
porządek  - niejednoznacznych obrońców słabszych (niezniszczalnego twardziela  Merva – znakomity powrót Mickeya Rourke ; udającego się na emeryturę  policjanta Hartigana – Bruce Willis; fotoreportera Dwighta – Clive  Owen), wciąż natykających się nowe przejawy amoralności i grzechu (że  wspomnę tylko milczącego mordercę-kanibala, zepsutego kardynała, jego  brata senatora mającego zwyrodniałego syna – pedofila i zabójczy gang  prostytutek). W większości czarno-biały (poza intensywnymi kolorami  szczegółów np. sukienka, niebieskie oczy; hetolitry krwi pozbawione są  koloru), wykorzystujący na niespotykaną dotąd skalę możliwości  fotografii cyfrowej i obróbki komputerowej film jest z pewnością jednym z  największych wydarzeń filmowych tego roku i chyba najwierniejszą  adaptacją komiksu. To także przepis na to, jak powinien wyglądać   nowoczesny, zacierający granice dobra i zła - film noir. Warto  zobaczyć.Ciekawostką jest, iż jedną z krótszych sekwencji wyreżyserował  sam Tarantino.  Najbardziej  spójny tematycznie, a estetycznie różnorodny dobór filmów pośród  tegorocznych Nocy. Odradzam jednak widzom lubiącym pozbawione przemocy,  bardziej tradycyjne kino gatunków. 
Artykuł opublikowany w "Nowinach Gliwickich", nr 32 , 11.08.2005


 
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz