czwartek, 5 sierpnia 2010

NOC MŚCICIELI: Bruce Lee, Tarantino, Rodriguez

Po przygodzie filmomaniaków z horrorem (5.08.), w kolejną piątkową noc (12.08.) w Ruinach Teatru przyjdzie czas na mocną dawkę kung-fu, kina samurajskiego oraz sensacyjnego. Nie zabraknie również atrakcji dla wielbicieli japońskiego filmu animowanego (anime) i postmodernistcznego komiksu. Szybką akcję, silne emocje i świetną zabawę z pewnością zagwarantują: jedna z największych ikon kina - Bruce Lee (legendarne już Wejście smoka) , jasnowłosa Uma Thurman z nieodłącznym samurajskim mieczem (Kill Bill cz. I i II) oraz panteon niesamowitych postaci z ekranizacji kultowego komiksu Franka Millera (Sin City – Miasto grzechu).  Noc mścicieli zapowiada się naprawdę rewelacyjnie!
Według planu, wieczór zacznie już o 18:30 Wejście smoka (1973) Roberta Clouse’a, współprodukcja Hongkong/USA, która sprawiła iż zachód (w tym Hollywood) zwrócił baczną uwagę na filmy z gatunku kung-fu  -  którego kolebką był Hongkong i wytwórnia Shaw Brothers, a prawdziwy rozkwit nastał wraz z założoną w latach 70. przez Raymonda Chow wytwórnią Golden Harvest. Wejście smoka zaliczane jest do najwybitniejszych fimów w historii gatunku, a niewysoki (169 cm)
Bruce’a Lee (prawdziwe nazwisko Lee Yeun Kam), zwany Małym Smokiem - za jego największą gwiazdę. Bruce Lee (twórca opartego na technikach azjatyckich pierwszego amerykańskiego stylu walki:  jeet kune do - technika „przechwytywania” pięści) gra shaolińskiego mistrza sztuk walki, Lee, który przyjmuje zlecenie brytyjskiego wywiadu: udział w turnieju kung-fu (pomysł stał się potem inspiracją dla wielu filmów m.in. Krwawego sportu) na silnie strzeżonej wyspie, co ma na celu zdemaskowanie i pojmanie jej właściciela, wychowanka klasztoru Shaolin, obecnie trudniącego się produkcją narkotyków  i handlem żywym towarem  - Hana. Lee gnany pragnieniem zemsty na zabójcach swojej siostry i ukarania Hana za sprzeniewierzenie się świętym zasadom klasztoru rozpoczyna niebezpieczną misję... Tak przedstawia się intryga filmu, która – mimo dostrzegalnych cytatów i nawiązań do pierwszego filmu o przygodach Jamesa Bonda pt. Doktor No - jest tylko pretekstem do  pokazania efektownych pojedynków z udziałem Bruce’a Lee oraz innych mistrzów martial arts (Angeli Mao, Jima Kelly, młodego Samo Hunga czy późniejszej gwiazdy gatunku Bolo Yeunga). Siłą filmu jest także muzyka ciekawie współgrająca z opowiadaną historią, udane retrospekcje losów bohaterów, 
oraz sekwencja kulminacyjnej walki między Lee a Hanem, rozpoczętej na dziedzińcu, a zakończonej w  komnacie pełnej luster.  Jak to się stało, że film sprzed ponad 30 lat nie postarzał się i jest nadal chętnie oglądany? Odpowiedź jest  następująca : stosujący wysokie kopnięcia, szybkie ciosy dłońmi, technikę walki  bronią nunchaku, pełen magnetycznego przyciągania, pokrwawiony, wściekły, wydający dzikie odgłosy Bruce Lee, dla którego był to niestety ostatni ukończony film przed nagłą, zagadkową śmiercią. Być może bez legendy Bruce’a Lee w świecie filmu nie byłoby Jackie Chana, Norrisa,Van Damme’a , Seagala i innych...
Być może – jak sądzą niektórzy - nie byłoby też dwóch części Kill Billa (2003) Quentina Tarantino, ale  w-g mnie jest to zbyt daleko posunięta refleksja. Owszem,   bazują one na całej mitologii hongkońskich filmów kung –fu (wspaniałe , przerysowane sekwencje walk; motyw zemsty; kodeks honorowy; wyczerpujący trening u mistrza), ale nie tylko...  Tarantino, chyba największy – obok Davida Lyncha i braci Coen - twórca  ponowoczesnego kina, ma do zaproponowania o wiele więcej: pastiszową konwencję na granicy kiczu, grę aluzji i cytatów, liczne zapożyczenia oraz odwołania do filmów samurajskich (które ostatnimi czasy - m.in. za sprawą Ghost Doga Jima Jarmuscha, czy chińskich Hero i Dom latających
sztyletów Zhanga Yimou -przeżywają drugą młodość) , postaci znanych z kina klasy B , scenerii i muzyki rodem ze spaghetti westernów Sergio Leone, a nawet komiksu, japońskiego filmu anime (kilkuminutowy film anime wpleciony w akcję części I to prawdziwy majstersztyk), kina drogi i horroru. Koegzystują obok siebie elementy dramatu zemsty, czarnej komedii  i słodko-gorzkiej ironii, spowite raz krzykliwymi kolorami, to znów licznymi czarno-białymi retrospekcjami, różnorodnymi ujęciami kamery, świadomymi błędami montażowymi i fantastyczną kompozycją kadru. Czarna mamba (Uma Thurman), najniebezpieczniejsza płatna zabójczyni klanu Śmiercionośnych Zmij, w dniu swojego ślubu zostaje zdradzona przez Billa (swego czasu nazywany najsłabszym „aktorem” filmów sztuk walki – David Carradine), swojego byłego kochanka i szefa. Z masakry zgotowanej przez klan cudem uchodzi z życiem. Lecząc rany, obmyśla plan zemsty... Bardzo szybka i widowiskowa cz.I, ustępuje miejsca nieśpiesznej, refleksyjno - obyczajowej cz. II... Znakomite kino z plejadą  aktorów charakterystycznych...
To samo można powiedzieć o ochrzczonym mianem „Pulp Fiction XXI” Sin City – Miasto grzechu (2005) Roberta Rodrigueza (reżysera m.in. Desperado i Od zmierzchu do świtu) i Franka Millera (kultowego twórcy komiksów m.in. Daredevil, Elektra, Ronin, Batman czy właśnie Sin City), sensacyjnej, bezpardonowej, mrocznej grotesce rozgrywającej się w spowitym w deszczu mieście bezprawia, w którym króluje anarchia, przemoc i układy. Trzy swobodnie powiązane historie - próbujących w mieście chaosu zaprowadzić
porządek - niejednoznacznych obrońców słabszych (niezniszczalnego twardziela Merva – znakomity powrót Mickeya Rourke ; udającego się na emeryturę policjanta Hartigana – Bruce Willis; fotoreportera Dwighta – Clive Owen), wciąż natykających się nowe przejawy amoralności i grzechu (że wspomnę tylko milczącego mordercę-kanibala, zepsutego kardynała, jego brata senatora mającego zwyrodniałego syna – pedofila i zabójczy gang prostytutek). W większości czarno-biały (poza intensywnymi kolorami szczegółów np. sukienka, niebieskie oczy; hetolitry krwi pozbawione są koloru), wykorzystujący na niespotykaną dotąd skalę możliwości fotografii cyfrowej i obróbki komputerowej film jest z pewnością jednym z największych wydarzeń filmowych tego roku i chyba najwierniejszą adaptacją komiksu. To także przepis na to, jak powinien wyglądać  nowoczesny, zacierający granice dobra i zła - film noir. Warto zobaczyć.Ciekawostką jest, iż jedną z krótszych sekwencji wyreżyserował sam Tarantino.  
Najbardziej spójny tematycznie, a estetycznie różnorodny dobór filmów pośród tegorocznych Nocy. Odradzam jednak widzom lubiącym pozbawione przemocy, bardziej tradycyjne kino gatunków. 
Artykuł opublikowany w "Nowinach Gliwickich", nr 32 , 11.08.2005

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz