niedziela, 22 sierpnia 2010

„POEZJA JAKO MODLITWA” - cz.1
rozmowa z Maćkiem o nawróceniu, sensie życia, poezji i muzyce rockowej

Maciek – utalentowany poeta ( publikował m.in. w „Śląsku”  , „Toposie”, „Więzi ”),  24  lata, ukończył liceum wieczorowe. Następnie uczył się w policealnym studium zawodowym,  którego nie ukończył. Obecnie prawdopodobnie wstąpił do zakonu lub został księdzem .
                
Od redaktora.
W wywiadzie nie umieściłem - na prośbę rozmówcy - Jego nazwiska czy nawet  zdjęcia. Nie pragnie on niepotrzebnego rozgłosu. Uważam, iż w tym przypadku podawanie nazwiska nie jest konieczne, gdyż najważniejsze są słowa jakie ten młody człowiek ma do przekazania. Maciej zgodził się, abym dołączył do wywiadu opublikowane już wiersze. Myślę, że pomogą one przybliżyć sylwetkę mojego rozmówcy.

 
Tomek: Maćku, opowiedz trochę o sobie... Nie uczysz się, ani nie pracujesz. Jak wygląda twój dzień powszedni? Jak zapełniasz czas?
Maciek: Przede wszystkim skupiam się na modlitwie. Wstaję rano – najczęściej przed siódmą. Odmawiam liturgię godzin, jutrznię, a później kolejne modlitwy. Jem śniadanie i najczęściej gdzieś wychodzę, albo – jeżeli coś przyjdzie do głowy – zajmuję się pisaniem. O dwunastej odmawiam „Anioł Pański”. Co później?            W międzyczasie oczywiście różaniec... I właściwie tak cały czas.
            
Gdy umawialiśmy się telefonicznie na wywiad, wydawałeś się osobą bardziej pewną siebie, swojej drogi życiowej niż kilka lat temu.
Na pewno. Wynika to z tego, że wreszcie znalazłem swoją drogę i miejsce na tym świecie. Chociaż właściwie poza nim... Zawsze czułem się osaczony przez ten świat, przerażał mnie, a teraz cały lęk zniknął – nie mam się czego lękać. Wiem czego w życiu chcę, i właściwie moja droga stała się prosta.

Jak wspominasz czas naszej wspólnej nauki? Częściej niż na lekcje chodziliśmy z Mariuszem, Wojtkiem i resztą paczki do lokalu o nazwie „Działkowiec”, gdzie w oparach piwa i tytoniu rozmawialiśmy o sztuce, literaturze, poezji, naszej twórczości, a także o sensie życia i człowieku współczesnym... Jak wspominasz ten czas?
Mam chyba mieszane uczucia odnośnie tej szkoły. Z jednej strony z pewnością dużo mi dała. Poznałem wielu ciekawych ludzi i tutaj wybór mojej drogi dojrzewał, w tym właśnie  środowisku. Z drugiej strony był to jednak trudny okres... Trudny, bo to było wtedy straszne zagubienie, takie rozpaczliwe szukanie czegoś (śmiech)...
            
Dla mnie był to niezapomniany czas. Czułem się jak artysta spotykający się z innymi artystami w „Jamie Michalika”. Czy Ty miałeś podobne refleksje? Czułeś, że spotkałeś ludzi podobnych do Ciebie, patrzących na świat przez pryzmat podobnych uczuć, myśli?
Dostrzegałem tutaj jakieś podobieństwo, ale z drugiej strony miałem dojmujące poczucie obcości. Poczucie, że ten dialog nie wiąże się między nami do końca. Zdawałem sobie sprawę, że nie jestem do końca rozumiany, a z dotarciem do innych też był problem...

Czy czułeś się jak artysta spotykający się z innymi artystami, którzy też tworzą, rozmawiają o sztuce?
W tym środowisku było kilka osób, które interesowały się przede wszystkim literaturą...

...filmem, malarstwem...
...i na pewno dużo dawały mi te rozmowy. Czy czułem się artystą? Uważałem się za poetę, ale czy to było takie przyjemne... Ciężko jest być poetą.

Kiedyś nosiłeś długie włosy, ubierałeś się na czarno, słuchałeś ostrej black i death metalowej muzyki. Byłeś – jak to się określa – „metalem”. Jak czułeś się w tej skórze? Byłeś wtedy sobą, czy po prostu założyłeś wygodną maskę?
Z pewnością nie byłem sobą. Ale czy to była maska? Nie. Zawsze przynajmniej starałem się „być sobą”, być prawdziwą osobą. Nie starałem się narzucać jakiejś maski. To było po prostu pewne zbłądzenie, zboczenie z jakiejś tam drogi. To był okres dojrzewania i wyraz buntu przeciwko wszystkiemu, całemu światu.

Co znajdowałeś pociągającego w tej muzyce i tekstach? Czy bycie „metalem” było ucieczką od świata pełnego przemocy i zepsucia, czy raczej buntem przeciwko konwencjom, konwenansom, temu co czynią tak zwani „porządni ludzie”?
To był raczej bunt przeciwko konformizmowi. Oczywiście była to kompletna pomyłka, bo zamiast buntować się przeciwko temu co niesprawiedliwe i złe - buntowałem się przeciw temu co dobre, tyle że wtedy inaczej to postrzegałem. Widziałem, że coś z tym światem jest nie tak i zawsze szukałem jakiejś alternatywnej drogi. A że poszedłem akurat tą, to był wpływ towarzystwa i presja otoczenia, a także niedoświadczenie i głupota młodych lat (śmiech).


 The archangel Michael flinging the rebel angels into the Abyss by Luca Giordano, 1655
Bycie „metalem” to nie tylko powierzchowne atrybuty, ale także specyficzny pogląd na świat, dystans i strach przed okazywaniem słabości. Czy nie bałeś się otworzyć duszy, opuścić tej skorupy?
To jest taki... głupi stosunek do świata (śmiech), takie wrogie nastawienie, zanegowanie wszelkich wartości... i szczerze mówiąc „nie trzyma się kupy”. „Metale” to ludzie, którzy buntują się przeciw niewiadomo czemu.

Jak u Ciebie przebiegał proces „odmetalowiania duszy”?
„Odmetalowiania duszy”? Ująłeś to bardzo filozoficznie. Nie wiem, czy to było „odmetalowianie duszy”, czy moja dusza była „zmetalowiona” (śmiech). Na pewno była bardzo zagubiona, tkwiąca w ciemności, czego wyrazem było bycie „metalem”. Zaczęło się od tego, że pojechałem na koncert, a tam ukradli mi skórzaną kurtkę. Podeszło do mnie kilku „gości” i kazało ściągać kurtkę... Byłem tam z wieloma towarzyszami, ale oni nic nie zrobili żeby mi pomóc. Zauważyłem, że coś w tej ideologii jest nie tak, w tym złu, które tak cię fascynuje... Złu w cudzysłowiu właściwie, bo nie zdawałem sobie dokładnie sprawy z tego co robię, nie traktowałem tego poważnie. Pociągała mnie ta muzyka i ten bunt. Potem zdałem sobie sprawę, że to jest strasznie błędna droga, że tak naprawdę prowadzi donikąd. Zobaczyłem, że nie pasuję do tego, nie nadaję się do tego zupełnie.

Czy sądzisz, że ludzie uważający się za „metali” to ludzie słabi, ludzie którzy się boją?
Nie tyle słabi, co trwający w strasznym złudzeniu, błędzie. Nie wiem, czy oni są „metalami”  ze strachu – ja nie byłem ze strachu. To był – jak mówiłeś – taki rodzaj skorupy. Wydawało mi się, że to może ochronić mnie przed światem. Taka chyba jest postawa tych ludzi.

Czy dostrzegasz zagrożenia płynące z lansowania przez media tego typu muzyki?
Tak, na pewno. Zresztą media to temat–rzeka i to stwierdzenie nie odnosi się tylko do muzyki. W ogóle media są negatywną instytucją (śmiech), zjawiskiem. Ta brutalna, agresywna muzyka rockowa jest raczej muzyką negatywną. Ludzie słuchają takiej muzyki po to, aby odreagować od stresu, od zgiełku świata. Właściwie za pomocą zgiełku, chcą od zgiełku uciec.

Ucieczka donikąd?
akustyczny koncert 2 TM 2,3
Dokładnie. To nic nie daje – jest rodzajem odreagowania, ale nadal tkwisz w tym świecie, tym zgiełku. Jesteś w nim po uszy. Ciekawe jest zjawisko tych kapel rockowych, które zaczęły grać „muzykę chrześcijańską”. Myślę, że te zespoły (np. Armia, 2Tm 2,3 , Houk – przyp.) za pomocą agresywnej muzyki, wyciągają ludzi z tego całego bagna.

Uważasz, że muzyka zwana przez wielu „chrześcijańskim rockiem” niesie pozytywne wartości, mimo że jest mocna, agresywna, głośna?
Tak, ale pod warunkiem, że ludzie odkryją coś więcej poza nią samą. Jeżeli będą się skupiać nie tylko na samej muzyce, na tej agresji, ale odkryją w tekstach głębsze treści.

Opowiedziałeś mi kiedyś o pewnym zdarzeniu, które miało miejsce gdy zacząłeś „wychodzić” z muzyki „metalowej” – o zniszczeniu kasety zespołu Kat...

The Good and Evil Angels struggling for possession of a child by William Blake 
To było już znacznie później, około dwa lata temu. Wtedy już nie uważałem się za „metala”, nie słuchałem tej muzyki. Tyle, że te kasety wciąż gdzieś u mnie leżały, i czasami jeszcze się  je włączyło... Ale to było wtedy, kiedy już zaczynałem szukać Boga i odnajdywać Go. Raz załączyłem kasetę Kata i zobaczyłem, że to jest straszne zło, że to mnie wciąga, jest dla mnie niebezpieczne. I po prostu to był taki akt walki i przeciwstawienia się temu złu (to zniszczenie kasety – przyp.).

Zło często bywa pociągające?
Tak, i bardzo łudzące. Zespół Kat to takie jawne zło, natomiast najbardziej niebezpieczne jest to zło ukryte, którego jeszcze wtedy nie widziałem w sobie, ale... Już zdawałem sobie sprawę, że jestem przez nie jakby osaczony, że tkwię w pułapce...To był akt wydania walki temu wszystkiemu.

A co działo się z Tobą później? Od razu znalazłeś sens, cel, drogę życiową?
Nie, to była bardzo długa droga kluczenia i błądzenia. W moim życiu każda droga była następstwem poprzedniej. Często zauważałem, że obecna droga jest zła i zaczynałem obierać inny kierunek. Poprzez to, że błądziłem, stawałem się bogatszy, po jakichś tam doświadczeniach.

Jeżeli nie szedłbyś pewnymi drogami, być może nie byłbyś tym, kim jesteś teraz...
Tak. Bardzo wiele błądziłem w życiu, ale myślę że tak musiało być. Gdybym nie błądził, nie byłbym na tej drodze, na której jestem. Ale co ja wtedy robiłem... Później zaczął się okres odkrycia literatury, takiej bardziej ambitnej. Wcześniej czytałem książki, ale nie zetknąłem się z literaturą wartościową. Zacząłem czytać bardziej ambitne książki i odkryłem w sobie coś, jakieś bogactwo. To był początek wyjścia na dobrą drogę(śmiech), chociaż oczywiście było jeszcze wiele do błądzenia. Później zaczęły się pierwsze miłości (śmiech) i pierwsze próby pisarskie. Słyszałem wiele relacji osób piszących. Najczęściej jakieś głębokie przeżycie miłosne pobudza do tego, aby pisać. Ze mną było podobnie.


Czy miło wspominasz to przeżycie?
Pierwszą miłość na pewno. To było bardzo niewinne...

I trochę wyidealizowane?
Też, ale to było niewinne i naiwne (śmiech). Nie wiedziałem właściwie w jaki obszar wchodzę, w czym się poruszam. Teraz uważam, że to było takie banalne, trochę odrealnione.

Wiem, że miałeś okres, kiedy nadużywałeś alkoholu. Czy uważasz, że Twój problem był poważny?
Sam problem alkoholu był skutkiem tego, który toczył się we mnie. To był problem mojej własnej osoby, mojego ja. Problem z odnalezieniem samego siebie, poczucie że jestem w pułapce, jestem osaczony przez ten świat, nie widzę dla siebie miejsca, żadnej drogi.

To miała być jedna z ucieczek od tego świata?
Był to wyraz beznadziejności, bo ja wiedziałem, że nigdzie nie ucieknę. Nie widziałem wyjścia z tej sytuacji, dlatego pojawiał się alkohol. Z drugiej strony taka postawa trochę mi imponowała, bo zawsze miałem taki wzór...

Poety? Artysty?
Artysty – autsajdera.

Nie rozumianego przez społeczeństwo?
Trochę w tym było romantyzmu, ale było to strasznie rozpaczliwe.

Ciężko Ci było odstawić alkohol?
Próbowałem wiele razy zmienić drogę życia, ale nie udawało mi się. Zawsze sam starałem się tego dokonać, zerwać z tymi słabościami, grzechami. Wydawało mi się, że człowiek musi walczyć sam. Jak się później okazało, bardzo się myliłem (radość). Potem, gdy już wszedłem na tą właściwą drogę, w ciągu jednego dnia dokonało się odrzucenie papierosów, alkoholu, tego wszystkiego. To było z dnia na dzień.

 The wanderer above the sea of fog by Caspar David Friedrich
Miałeś jakieś nieprzyjemne doświadczenia związane z Twoim piciem? Czy było Ci wstyd, zrobiłeś coś głupiego?
Cały czas było mi wstyd. Wstyd był na porządku dziennym. Po każdym takim „wypiciu” zawsze mówiłem sobie: nie piję więcej. Ale na trzeźwo świat wcale nie był piękny. To było takie błędne koło, bo ten świat na trzeźwo nie był piękny, a po alkoholu był jeszcze gorszy.

Skąd miałeś tyle siły, aby walczyć z alkoholem, przygnębieniem, beznadzieją?
Nie miałem siły, dlatego nie umiałem sobie z tym poradzić. Byłem osobą słabą, nie potrafiącą poradzić sobie z problemami. Zawsze wmawiałem sobie i innym, że jestem silny... chciałem za takiego uchodzić przed samym sobą i przed innymi ludźmi. Łudziłem się, że jestem silny, będę szedł naprzód, pokonam wszystko sam.

Wiem, że z nauką niespecjalnie Ci w życiu wychodziło. Obecnie zamierzasz zdać maturę, ale co potem? Studia, praca, czy może coś innego?
Nauka nigdy nie była dla mnie nadrzędnym, samym w sobie celem. Nigdy nie widziałem w niej głębszego sensu. Szukałem tego istotnego sensu życia i zdawałem sobie sprawę, że za pomocą nauki go nie znajdę, że poziom wykształcenia nie pomoże mi w odnalezieniu drogi życiowej, dlatego – szczerze mówiąc – nie przykładałem się do niej. Teraz chcę zdać maturę, bo mam powody, mam w tym jakiś cel. Chcę wstąpić do zakonu i myślę, że matura mi się przyda.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz