piątek, 20 sierpnia 2010

 DOBITNY GŁOS OFFU
4 Gliwicki Offowy Festiwal Filmowy "GOFFR"

"GOFFR", organizowany przez gliwickie Stowarzyszenie GTW, to interesujące wydarzenie cykliczne naszego regionu, na które czeka się z dużą niecierpliwością. Od czterech lat daje bowiem  możliwość wglądu w nowe produkcje zarówno uczniów ze szkół filmowo-artystycznych, jak i filmowców-amatorów.
Nie inaczej było podczas jego czwartej edycji, która odbyła się w dniach 23-25.XI. w Kinie „Amok” oraz Klubie Muzycznym 4art. Na konkurs nadesłano tym razem kilkadziesiąt obrazów niezależnych, których liczba wahała się od 38 do ponad 50, więc o wiele mniej niż w rekordowym roku 2006. Nie przeszkodziło to jednak komisji kwalifikacyjnej złożonej z organizatorów wyłonić 15 najciekawszych krótkich metraży, które ubiegały się o statuetki w dwóch kategoriach: „najlepszy film studencki” (7 filmów) oraz „najlepszy film amatorski”(8).
W jury zasiadły tym razem tylko 2 osoby: zabrzanin Michał Rosa – twórca m.in. Farby oraz Ciszy, a także Marcin Koszałka – reżyser, scenarzysta, operator, nominowany ostatnio do Paszportów „Polityki”. Zabrakło niestety awizowanego wcześniej chorzowianina Wojciecha Kuczoka (w ramach festiwalu miało się odbyć jego spotkanie autorskie). A szkoda, bo tematyka i forma  kilku zaprezentowanych obrazów z pewnością przemówiłaby do wrażliwości autora Gnoju .

Grand Prix czyli najbardziej smakowitego goffra  otrzymał Sprinter Piotra Ryczko (w zeszłym roku uhonorowanego II nagrodą w kat. „film studencki” za Poza ciszą). I była to niestety najsłabsza nagroda główna spośród dotychczasowych edycji GOFFRA, pomimo zapewnień Rosy, iż film jest o klasę lepszy od pozostałych (dlatego nie przyznano pierwszych nagród w obu kategoriach). 27-minutowa etiuda dokumentalna PWSFTViT , otoczona opieką artystyczną Kazimierza Karabasza, skupiała się na  paru chwilach z życia dawnego bossa/ojca chrzestnego, próbującego radzić sobie „na legalu”. Wzorem mistrza nie unikała kontrowersyjnego tematu, rezygnowała z nacechowania uczuciowego i komentarza etycznego, a niejednoznacznego moralnie bohatera cierpliwie pokazywała podczas rutynowych zajęć, śledząc przy tym jego stany emocjonalne. Surowy, chropowaty, bijący autentyzmem film, w którym postaci zdają się nie dostrzegać w pobliżu  kamery. Po prostu ideał dokumentalistów, a przy tym techniczny majstersztyk. Jednak ja tej martwej, zimnej, obcej i właściwie mało interesującej historii zupełnie „nie kupiłem”.
W przeciwieństwie do już docenionych  na wielu bardziej prestiżowych festiwalach  Galerianek Katarzyny Rosłaniec – pełnej symboli fabularnej opowieści, dotykającej trudnych kwestii dorastania, akceptacji przez grupę rówieśników, bycia „trendy” czy wreszcie zjawiska zwanego „sponsoringiem”. Ogłuszony rytmem dyskotekowej muzyki, oślepiony jaskrawo-plastikowymi wnętrzami galerii hipermarketów, z przejęciem obserwowałem dramatyczne losy kilkunastoletnich dziewczyn, bez skrupułów oddających się za ciuchy i pieniądze dużo starszym od nich mężczyznom. Autorka wykazała się gracją baletnicy, sprawnie poruszając się po grząskim temacie, w czym swoją zasługę miały także młode aktorki – odtwórczynie głównych ról. Jury przyznało tej etiudzie Warszawskiej Szkoły Filmowej II nagrodę w kat. „film studencki”, a  widzowie Nagrodę Publiczności.

Smutek, samotność i brak zrozumienia przez otoczenie gościł na obliczu chłopczyka w sześciominutowym szorcie pt. Za ścianą w reżyserii Karola Białasa. Interesująco zmontowany chłopięcy świat wydawał się tak
samo pozbawiony ciepła jak świat Alicji – bohaterki Galerianek. Nieraz kłótnie rodziców za ścianą zostają na twarzy całe życie. Na podst. nowelki Kurta Vonneguta. III nagroda w kat. „film studencki”...
... ex aequo z Myjnią Jana P. Matuszyńskiego - dobrze zagraną, sprawnie zrealizowaną, trzymająca w napięciu gangsterską czarną komedią, swym rodowodem sięgającą kina Tarantino oraz Guya Ritchie. Ciekawostką jest epizodyczny występ gliwiczanina Macieja Wiznera, obecnie aktora Teatru Śląskiego.

W kat. „film amatorski” zanotowano natomiast dwie równorzędne II nagrody. I o ile Stiudent II grupy DDN (kontynuacja losów byłego studenta, spędzającego czas na  włóczeniu się po rzeszowskich osiedlach, pełna
niezłych dialogów, niegłupich gagów oraz aluzji do kultowych postaci stworzonych przez Kevina Smitha – Jaya i Cichego Boba; tym razem nasz bohater ucieka przed wojskiem, spotyka starego kumpla z którym zaczyna rozmowę o Gumisiach, pije piwa pod garażem nr 51, zamienia psa kolegi, poznaje miłą dziewczynę w dziale porno miejskiej wideoteki, wdaje się w dyskusję nt. miałkości  filmów offowych  - inspirowaną słynną sceną z Rejsu ... a to dopiero początek atrakcji!) stanowił nieskrępowanie radosną odskocznię od trudnej tematyki pozostałych laureatów, o tyle zbyt dosłowne Zbliżenie Dominika Stroki (podejmujące schematyczny dyskurs nt. granic prywatności i etyki fotoreportera) wydawało się wyborem zupełnie chybionym.

Pomimo utyskiwania Michała Rosy na brak kina dokumentalnego spoza szkół filmowych, i na tym polu trafiły się 2 interesujące propozycje. Głównie ze względu na  bohaterów, którzy w sobie tylko znany sposób płyną pod prąd kapitalistycznych przyzwyczajeń czy własnych umysłowych ograniczeń. Tytułowy Pan Chlebek z filmu Przemysława Filipowicza każdego dnia wyrusza w centrum Bolesławca, aby zbierać chleb wyrzucany przez ludzi. To człowiek innej epoki, dla którego chleb nadal stanowi niedocenianą świętość. Natomiast 40-letni gliwiczanin Mirosław Żochowski od lat zmaga się z rzadko spotykanym, praktycznie nieuleczalnym zaburzeniem neurologicznym zwanym Zespołem Tourette’a, charakteryzującym się występowaniem niekontrolowanych tików werbalno-motorycznych; co ukazywał Skok Tourette’a, laureat III nagrody w kat. „film amatorski”. Ale utwór, którego mottem są słowa: „nie moje ciało, nie mój umysł, lecz ja będę decydował”, niespecjalnie skupiał się na chorobie bohatera. Jego twórcę - gliwiczanina Marcina Kondraciuka -  bardziej interesowała codzienna walka z przeciwnościami losu oraz sposoby realizowania trudnych zamierzeń i spełniania pasji (sporty ekstremalne i wyprawy wysokogórskie) przez pana Mirosława. Paradoksalnie, film pulsował pozytywną energią i radością życia.

Vixo
O dziwo przy wręczaniu nagród pominięto Teczkę Jakuba Kossakowskiego. Etiuda PWSFTViT rozgrywała się na kilku płaszczyznach czasowych, a dotyczyła skomplikowanych wieloletnich relacji między dwoma kolegami i dziewczyną - ich wspólną miłością. Film wydający się murowanym kandydatem na fotel lidera (kapitalnie zagrany, rewelacyjnie sfotografowany,  podejmujący także żywy temat lustracji, z pieczołowitością dbający o realia roku ‘76) poległ z kretesem. Ten sam los spotkał także Vixo Grzegorza P. Kowalskiego – synkretyczny video-eksperyment, operujący niespotykanymi w kinie amatorskim efektami specjalnymi, powołujący się na kino Cronenberga, Tsukamoto oraz performatywne akcje Suki Off. 
 
Ale festiwal to nie tylko konkurs. Otworzył go pokaz teledysków Beniamina Szwed zrealizowanych dla regionalnych zespołów (w tym hip-hopowego Stylu V.I.P.). W ramach festiwalu warsztaty filmowe przeprowadziło GKF „Wrota”, a o wielbicieli muzycznych coverów zadbali: Anamnezis, Grzegorz Kosiński oraz Anna Adamek z zespołem Light Out. GOFFR A.D. 2007 zamknął pokaz specjalny nowych brytyjskich animacji.
relacja ukazała się w "Nowinach Gliwickich" 12 grudnia 2007

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz