czwartek, 5 sierpnia 2010

Noc używek i nałogów

19 sierpnia w Ruinach Teatru odbędzię się kolejna noc filmowa w ramach wakacyjnego cyklu organizowanego przez kino Amok. Tym razem  niewątpliwa uczta dla wielbicieli ambitnego, artystycznego kina: pełnego niebanalnych dialogów, żywych wiarygodnych postaci, refleksyjnej zadumy nad sensem  kontaktów międzyludzkich, a z drugiej strony – relacji z ich cyklicznej zwyczajności oraz ironicznej nieprzewidywalności wdzierającej się codzienność bohaterów.
Noc używek i nałogów otworzy, nagradzany na wielu międzynarodowych festiwalach (m.in. Srebrny Niedźwiedź i Nagroda Specjalna Jury na MFF w Berlinie) -Dym (1995) Wayne Wanga i Paula Austera (skądinąd znanego postmodernistycznego, czy raczej  metafizycznego   pisarza). Dym to swego rodzaju filmowe zjawisko, moim zdaniem bezprzecznie jedno z najbardziej udanych i najciekawszych dokonań kina lat 90. W dobie królowania krwawych pastiszów Tarantino, alogicznych fabuł i wizualno-dźwiękowych majstersztyków Lyncha, intertekstualnych gier braci Coen, jawnych komiksowych odwołań Kevina Smitha, kolejnych formalnych eksperymentów twórców związanych ze „środowiskiem Sundance” czy też coraz częstszego korzystania z „poetyki MTV” - Dym był z pewnością propozycją odmienną: to także kino
postmodernistyczne, z tą różnicą  jednak, iż bierze samo siebie w  umowny cudzysłów, a konteksty, aluzje i cytaty funkcjonują samoistnie w przestrzeni filmowej dzieła; w którym na poziomie narracji roi się od opowiadanych historii (prawd, pół –prawd czy nawet kłamstw, w które zostają wciągnięci bohaterowie). Dostrzec można analogie z filmami Jarmuscha: pełnymi zrozumienia dla niedoskonałych, a przez to wiarygodnych, spowitych w teraźniejszości postaci; rozmów, wspomnień, oczekiwań i niezałatwionych spraw;     dyskretnego humoru; celowo nieśpiesznego (antyhollywoodzkiego) tempa akcji; sympatii dla lokalności. Film jest kompilacją kilku nakładających się wątków, krzyżujących losy bohaterów. Poznajemy sprzedawcę w tytoniowym sklepie – Auggiego (jak zwykle świetny Harvey Keitel), który po latach dowiaduje się, że ma dorosłą córkę, notabene narkomankę (Ashley Judd); niespełnionego pisarza Paula (John Hurt) przeżywającego niedawną śmierć ukochanej żony; Rashida (Harold Perrineau Jr.) – nieco zagubionego, trudnego aczkolwiek sympatycznego czarnoskórego nastolatka, który posród licznych perypetii spotyka swego prawdziwego ojca –  Cyrusa (Forest Whitaker, pamiętny Ghost dog z filmu Jarmuscha), kalekę który spowodował samochodowy wypadek, w którym zginęła jego żona. Powolny rytm narracji, długie (dziś wręcz niemodne) ujęcia, rozważania i rozmowy postaci nadają filmowi charakter poetyckiej metafory. Brooklyn -tętniący własnym życiem, często rządzący się regułami gry na pograniczu „faul” – staje się centrum rozwoju wydarzeń. Z filmu przebija podskórna metafizyka, wiara w drugiego
człowieka i w sens nawiązywania dyskursu z innymi. Z przyjemnością się do niego wraca, by znów poczuć zapach wielu gatunków tytoniu w trafice Auggiego (ten mikroświat stał się miejscem akcji w zrealizowanym jeszcze w 1995 r. przez tych samych twórców obrazie pt. Brooklyn Boogie , w którym zagrał nawet sam Jim Jarmusch! ). „Nigdy tego nie pojmiesz, jeśli nie zwolnisz, przyjacielu” – mówi  Auggie, pokazując Paulowi fotografie robione przez wiele lat, codziennie o tej samej godzinie na rogu sklepu (próba oswojenia miejsca i czasu?); na kilku zdjęciach pisarz rozpoznaje zmarłą żonę. „Zwolnij, przyjżyj się, pomyśl, zatrzymaj choć na chwilę” – zdają się mówić twórcy filmu do współczesnego człowieka i widza – „nie pędź tak, bo przegapisz to, co w życiu istotne”. 
Podobny wydźwięk niesie film Jima Jarmuscha Kawa i papierosy (2003). To zestaw 11 czarno-białych etiud, w których śledzimy interesujące spotkania i konfrontacje rozmaitych typów osobowości, odbywające
się niezmiennie przy białej filiżance czarnej kawy (czasem przy stoliku nakrytym obrusem w szachownicę, co wspaniale uzupełnia kontrastowość barw). Postacie (zagrane przez całą gamę   przedstawicieli popkultury m.in.: kultowych muzyków - Iggy Popa i Toma Waitsa; raperów - GZA i RZA; „rockowe rodzeństwo” Whitestripes; tzw. aktorów charakterystycznych - Steve’a Buscemi i Alfreda Molinę; odnoszących oskarowe sukcesy -Roberto Benigniego, Cate Blanchett, Billa Murray’a) pijąc kawę i paląc papierosy, omawiają różnorodne tematy: wizyty u dentysty, sobowtóra i otyłości    Elvisa Presleya, twórczości muzycznej, rodzinnych korzeni... Wspaniałe, pełne świeżości kino obyczajowe, podszyte ciekawymi kontrapunktami, efektownymi puentami poszczególnych etiud,  często absurdalnymi  dialogami i  ironicznym humorem. Ma wszelkie dane, by stać się dziełem kultowym.    
 Ostatni film to kooprodukcja argentyńsko-hiszpańsko-meksykańska Nikotyna (2003) Hugo Rodrigueza.  To już nieco inne kino: „nowoczesna” w warstwie formalnej (stopklatki, powiększenia detali, żywszy montaż,
dzielenie ekranu na kilka części) historia młodego  speca komputerowego mającego dostarczyć gangsterom kody do kont szwajcarskich banków, obsesyjnie zakochanego w sąsiadce (w której mieszkaniu ma zainstalowaną kamerę). Nieszczęśliwy splot wydarzeń powoduje, iż chłopakowi mylą się płyty cd: mafiosi dostają grającą na instrumencie sąsiadkę.  Uruchamia to całą machinę przypadków, a film zamienia się w pełną czarnego humoru i  ekscentrycznych  postaci (wciąż rozmawiających o paleniu), opowieść z  pogranicza kina Tarantino i Guya Ritchie. Warto zobaczyć.
Przed nami kolejna ciekawie zapowiadająca się noc filmowa. Widzowie nie będą zawiedzeni.
Artykuł ukazał się w "Nowinach Gliwickich" , nr 33 , 18.08.2005

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz