niedziela, 22 sierpnia 2010

 „Sodoma i Gomora”
krótki przegląd twórczości gliwickiej grupy filmowej
Miesiąc temu w gliwickim kinie „Amok” miał miejsce przegląd filmów Amatorskiej Wytwórni Filmowej - „Sodoma i Gomora”.  I chociaż od tamtego zdarzenia sylwetka oraz dokonania  grupy co rusz prezentowane są na łamach lokalnego radia i prasy , nikt nie pokusił się jeszcze o bardziej szczegółową analizę jej dokonań. Moim zamierzeniem jest ową analizę przeprowadzić.
Już sama nazwa wytwórni –  „Sodoma i Gomora” – brzmi trochę przewrotnie, gdyż na próżno wśród filmów przez nią sygnowanych doszukać się takich, w których dominowałby hedonistyczno –
klatka z filmu Czapa
dantejski nastrój rodem z niesławnego Kaliguli czy Salo czyli 120 dni Sodomy Pasoliniego.  Zamiast rozpusty, niemoralności i pożogi  lejtmotywem jest specyficzny humor o różnym stopniu natężenia wynikający z warstwy wizualnej oraz słownej, a także ze znakomicie wykorzystanych  warunków  fizycznych poszczególnych aktorów (a jednocześnie realizatorów).  

Członkowie wytwórni (Jacek Namiota, Tomasz Namiota, Andrzej Piekarz)  wydają się być twórcami obeznanymi z filmowymi konwencjami, trendami oraz prawidłami rządzącymi poszczególnymi gatunkami i z wiedzy tej nader często korzystają, przetwarzając w pastiszowej tonacji akcenty pełnego efektów specjalnych i zawrotnego tempa kina akcji ( „leśna” trylogia Gluckhenne ),
Gluckhenne
horroru (Opowieści skrypty), science-fiction (Kopia; Bordoludki), czy modnych kasowych filmów o superbohaterach (Super Turbo). Nie stronią od filmowej burleski (bardzo udany obraz Generał XXX),  parodii – „hippisowskich” filmów Milosa Formana (stylizowane na epokę ”dzieci kwiatów” Cierpienia młodego Portera), czy też autotematycznej ( obraz pt. Scena, ukazujący męki twórcze ambitnego reżysera), przechodząc nawet w stronę - zahaczającej o teatr absurdu - zaskakującej groteski (Czapa). Tym samym kroczą  drogą obraną przez jednego z ich reżyserskich mistrzów  – Briana de Palmę –  czerpiąc garściami z dorobku innych i tworząc przy tym własne kino.   

Czapa
Filmom  „Sodomy i Gomory”  można postawić wiele zarzutów: że ich poziom jest bardzo nierówny; że poza kpiną i dowcipem niewiele mają do przekazania  - fabuła spełnia często rolę bardzo podrzędną (np. seria Gluckhenne), jest płytka; muzyka interesująco ilustruje nastrój danej sceny, ale jest zapożyczona (m.in. od Johna Williamsa czy Zbigniewa Preissnera), a ścieżka dialogowa często  przez nią przygłuszana; talentu do tworzenia błyskotliwych dialogów twórcy nie wykorzystują   w pełni. Pomimo to, warto zapoznać się z dokonaniami grupy chociażby ze względu na dwa filmy: Czapa i Generał XXX (oba dostępne są na oficjalnej stronie wytwórni - www.awfsig.eu.org).
Generał XXX
Pierwszy z nich przewraca do góry nogami znany schemat psychiatra – pacjent, a aktorzy stają na wysokości zadania ( zmęczoną stonowaną   twarz  pacjenta oraz obłąkańczy śmiech psychiatry pamięta się długo). Narastająca absurdalna atmosfera znajduje ujście dopiero w zaskakującym ujęciu finałowym. Natomiast  Generał XXX – opowieść o faszystowskiej placówce słynącej z bardzo częstej zmiany generałów - charakteryzuje się niezwykle równym, wysokim (jak na produkcję amatorską) poziomem poszczególnych obszarów obrazu filmowego : mamy tu arcyciekawy koncept,  soczyste (nawiązujące do kultowego Misia czy Rejsu) dialogi, precyzyjną zegarmistrzowską dbałość o scenografię i charakteryzację, czy wreszcie prosty zabieg montażowy sprawnie zarysowujący oś dramatyczną
Cierpienia młodego Portera
(albo raczej komiczną) akcji. Zapewne nie będzie zbyt wiele przesady w stwierdzeniu, że współcześni polscy twórcy komedii zanim zrobią kolejny mało śmieszny gniot w stylu Chłopaki nie płaczą czy Fuksa powinni najpierw obejrzeć Generała XXX, który ze swej funkcji rozbawiacza  widza wywiązuje się znakomicie.  

Reasumując: w zdolnościach twórczych tej grupy leży olbrzymi potencjał. Pytanie tylko czy zostanie  należycie wykorzystany, wszak – jak sami utrzymują – robienie filmów jest dla nich jedynie niczym nieskrępowaną, pełną wyobraźni zabawą.   
  
Gluckhenne 2
Po zapoznaniu się z dokonaniami kolejnej grupy filmowej z Gliwic stwierdzam, że być może nasze miasto stanie się w niedalekiej przyszłości mekką młodych filmowców - amatorów. Na jednym biegunie mamy utrzymane w poważnej tonacji  autorskie kino „z przesłaniem”  Gliwickiego Klubu Filmowego „WROTA” , na drugim – ambitną przyśmiewkę z historii filmu w wykonaniu „Sodomy i Gomory”.  


tekst ukazał się w "Nowinach Gliwickich" 10.07.2003

Zainteresowanych nieistniejącą już grupą filmową odsyłam do artykułu Barbary Klarzyńskiej  -
http://artpapier.com/pliki/archiwum_czerwiec_03/recfilm/sodoma_i_gomora.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz