„Sodoma i Gomora”
krótki przegląd twórczości gliwickiej grupy filmowej
Miesiąc temu w gliwickim kinie „Amok” miał miejsce przegląd filmów Amatorskiej Wytwórni Filmowej - „Sodoma i Gomora”. I chociaż od tamtego zdarzenia sylwetka oraz dokonania grupy co rusz prezentowane są na łamach lokalnego radia i prasy , nikt nie pokusił się jeszcze o bardziej szczegółową analizę jej dokonań. Moim zamierzeniem jest ową analizę przeprowadzić.
Już sama nazwa wytwórni – „Sodoma i Gomora” – brzmi trochę przewrotnie, gdyż na próżno wśród filmów przez nią sygnowanych doszukać się takich, w których dominowałby hedonistyczno –
dantejski nastrój rodem z niesławnego Kaliguli czy Salo czyli 120 dni Sodomy Pasoliniego. Zamiast rozpusty, niemoralności i pożogi lejtmotywem jest specyficzny humor o różnym stopniu natężenia wynikający z warstwy wizualnej oraz słownej, a także ze znakomicie wykorzystanych warunków fizycznych poszczególnych aktorów (a jednocześnie realizatorów).
Już sama nazwa wytwórni – „Sodoma i Gomora” – brzmi trochę przewrotnie, gdyż na próżno wśród filmów przez nią sygnowanych doszukać się takich, w których dominowałby hedonistyczno –
![]() |
klatka z filmu Czapa |
Członkowie wytwórni (Jacek Namiota, Tomasz Namiota, Andrzej Piekarz) wydają się być twórcami obeznanymi z filmowymi konwencjami, trendami oraz prawidłami rządzącymi poszczególnymi gatunkami i z wiedzy tej nader często korzystają, przetwarzając w pastiszowej tonacji akcenty pełnego efektów specjalnych i zawrotnego tempa kina akcji ( „leśna” trylogia Gluckhenne ),
horroru (Opowieści skrypty), science-fiction (Kopia; Bordoludki), czy modnych kasowych filmów o superbohaterach (Super Turbo). Nie stronią od filmowej burleski (bardzo udany obraz Generał XXX), parodii – „hippisowskich” filmów Milosa Formana (stylizowane na epokę ”dzieci kwiatów” Cierpienia młodego Portera), czy też autotematycznej ( obraz pt. Scena, ukazujący męki twórcze ambitnego reżysera), przechodząc nawet w stronę - zahaczającej o teatr absurdu - zaskakującej groteski (Czapa). Tym samym kroczą drogą obraną przez jednego z ich reżyserskich mistrzów – Briana de Palmę – czerpiąc garściami z dorobku innych i tworząc przy tym własne kino.
![]() |
Gluckhenne |
![]() |
Czapa |
Filmom „Sodomy i Gomory” można postawić wiele zarzutów: że ich poziom jest bardzo nierówny; że poza kpiną i dowcipem niewiele mają do przekazania - fabuła spełnia często rolę bardzo podrzędną (np. seria Gluckhenne), jest płytka; muzyka interesująco ilustruje nastrój danej sceny, ale jest zapożyczona (m.in. od Johna Williamsa czy Zbigniewa Preissnera), a ścieżka dialogowa często przez nią przygłuszana; talentu do tworzenia błyskotliwych dialogów twórcy nie wykorzystują w pełni. Pomimo to, warto zapoznać się z dokonaniami grupy chociażby ze względu na dwa filmy: Czapa i Generał XXX (oba dostępne są na oficjalnej stronie wytwórni - www.awfsig.eu.org).
Pierwszy z nich przewraca do góry nogami znany schemat psychiatra – pacjent, a aktorzy stają na wysokości zadania ( zmęczoną stonowaną twarz pacjenta oraz obłąkańczy śmiech psychiatry pamięta się długo). Narastająca absurdalna atmosfera znajduje ujście dopiero w zaskakującym ujęciu finałowym. Natomiast Generał XXX – opowieść o faszystowskiej placówce słynącej z bardzo częstej zmiany generałów - charakteryzuje się niezwykle równym, wysokim (jak na produkcję amatorską) poziomem poszczególnych obszarów obrazu filmowego : mamy tu arcyciekawy koncept, soczyste (nawiązujące do kultowego Misia czy Rejsu) dialogi, precyzyjną zegarmistrzowską dbałość o scenografię i charakteryzację, czy wreszcie prosty zabieg montażowy sprawnie zarysowujący oś dramatyczną
(albo raczej komiczną) akcji. Zapewne nie będzie zbyt wiele przesady w stwierdzeniu, że współcześni polscy twórcy komedii zanim zrobią kolejny mało śmieszny gniot w stylu Chłopaki nie płaczą czy Fuksa powinni najpierw obejrzeć Generała XXX, który ze swej funkcji rozbawiacza widza wywiązuje się znakomicie.
![]() |
Generał XXX |
![]() |
Cierpienia młodego Portera |
Reasumując: w zdolnościach twórczych tej grupy leży olbrzymi potencjał. Pytanie tylko czy zostanie należycie wykorzystany, wszak – jak sami utrzymują – robienie filmów jest dla nich jedynie niczym nieskrępowaną, pełną wyobraźni zabawą.
![]() |
Gluckhenne 2 |
Po zapoznaniu się z dokonaniami kolejnej grupy filmowej z Gliwic stwierdzam, że być może nasze miasto stanie się w niedalekiej przyszłości mekką młodych filmowców - amatorów. Na jednym biegunie mamy utrzymane w poważnej tonacji autorskie kino „z przesłaniem” Gliwickiego Klubu Filmowego „WROTA” , na drugim – ambitną przyśmiewkę z historii filmu w wykonaniu „Sodomy i Gomory”.
tekst ukazał się w "Nowinach Gliwickich" 10.07.2003
Zainteresowanych nieistniejącą już grupą filmową odsyłam do artykułu Barbary Klarzyńskiej -
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz