„NIC NIE JEST TYM, CZYM SIĘ WYDAJE”
zapiski nt filmu Mulholland Drive
„Artystyczne dokonania Davida Lyncha” - wstęp  (można pominąć)
Mulholland Drive to kolejny film Davida Lyncha, awangardisty uznawanego przez sporą grupę miłośników kina za twórcę kultowego.
 Swoje nietypowe poszukiwania artystyczne rozpoczął w 1977 roku za sprawą pełnometrażowego debiutu – Głowa do wycierania (Eraserhead)   . Niezwykle ekspresyjny, czarno-biały obraz, operujący w znacznym   stopniu karykaturą, groteską, makabrą, czarnym humorem i bogatą   symboliką, podkreślał ogromną siłę wymowy snów, wyrażał typowe dla   surrealizmu ukryte treści wewnętrzne, ukazywał rozbicie perspektywy,   zdeformowane twarze (kubizm) i hołdował estetyce brzydoty (dadaizm).   Pośrednio odsyłając do eksperymentów z drugiej dekady XX-go wieku   awangardzistów paryskich (Pies Andaluzyjski Luisa Bunuela i Salwadora Dali, Antrakt   Rene Clair’a) i ekspresjonistów niemieckich (dzieła Murnaua, Pabsta,   Langa), proponował widzowi coś odmiennego od ówczesnych amerykańskich   produkcji. Uważany za źródło późniejszych pomysłów reżysera, stał się   wkrótce ozdobą nocnych seansów.
Swoje nietypowe poszukiwania artystyczne rozpoczął w 1977 roku za sprawą pełnometrażowego debiutu – Głowa do wycierania (Eraserhead)   . Niezwykle ekspresyjny, czarno-biały obraz, operujący w znacznym   stopniu karykaturą, groteską, makabrą, czarnym humorem i bogatą   symboliką, podkreślał ogromną siłę wymowy snów, wyrażał typowe dla   surrealizmu ukryte treści wewnętrzne, ukazywał rozbicie perspektywy,   zdeformowane twarze (kubizm) i hołdował estetyce brzydoty (dadaizm).   Pośrednio odsyłając do eksperymentów z drugiej dekady XX-go wieku   awangardzistów paryskich (Pies Andaluzyjski Luisa Bunuela i Salwadora Dali, Antrakt   Rene Clair’a) i ekspresjonistów niemieckich (dzieła Murnaua, Pabsta,   Langa), proponował widzowi coś odmiennego od ówczesnych amerykańskich   produkcji. Uważany za źródło późniejszych pomysłów reżysera, stał się   wkrótce ozdobą nocnych seansów.Drugi film Lyncha –  Człowiek Słoń ( The Elephant Man   ) – został uznany w 1980 roku za wielkie wydarzenie artystyczne (osiem   nominacji do Oscarów). Czarno-białą, poruszającą wiele uniwersalnych   problemów historię zdeformowanego człowieka, wiodącego życie cyrkowego   eksponatu, krytycy zestawiali z Dziwolągami Toda Browninga.
Cztery   lata później artysta ponownie „zaskoczył” widzów: tym razem za sprawą   zawiłej i niespójnej fabularnie, słabej ekranizacji Diuny, słynnej powieści science-fiction Franka Herberta. 
Blue Velvet   z 1986 roku, będący kompilacją wątków filmu grozy, thrillera, dramatu,   kryminału, filmu obyczajowego, erotycznego, psychologicznego czy filmu   noir, proponował wielointerpretacyjną opowieść rozgrywającą się w – z   pozoru – idyllicznej miejscowości. Pełne wizjonerstwa, smutku,  tajemnicy  i szaleństwa, zaskakujące różnorodnością sekwencje spotkały  się z  uznaniem krytyki i przyniosły Lynchowi nominację do Oscara za  reżyserię.  
Kolejny sukces artystyczny nadszedł w 1990 roku wraz z filmem Dzikość serca (Wild at Heart).   Obraz,  który zdobył Złotą Palmę w Cannes za najlepszy film roku,   uważany jest za programowe dzieło postmodernizmu i apogeum „kina według   Davida Lyncha”. Wieloznaczna, ekscentryczna   i prowokacyjna fabuła – w poetyce kina drogi opisująca historię   ucieczki młodych kochanków przed przeciwną ich związkowi matką   dziewczyny – jednocześnie kiczowata, płytka i groteskowa, znakomicie   parodiowała liczne hollywoodzkie produkcje i była udaną transkrypcją   wątków z wieloletniej historii kina.
Po podobne postmodernistyczne chwyty Lynch – wespół z pisarzem Markiem Frostem (Sześcioro Mesjaszy, Lista Siedmiorga) - sięgnął w głośnym, kultowym już serialu tv Twin Peaks,   splatając elementy pozornie przeciwstawne, żywcem wyjęte z mydlanych   oper, horroru, thrillera, dramatu, romansu, filmu obyczajowego, w całość   pełną zaskakujących zwrotów akcji, niesamowitych postaci,  symbolicznych  przedmiotów, istotnych detali, niekonwencjonalnych ujęć  kamery i  wszechobecnej tajemnicy.
Do miasteczka Twin Peaks Lynch powrócił ponownie w 1992 roku za sprawą pełnometrażowego Twin Peaks: Ogniu krocz za mną (Twin Peaks: Fire Walk With Me).   Prequel serialu opowiadający o ostatnich dniach  życia Laury Palmer   okazał się filmem wysilonym, niepotrzebnym i pozbawionym twórczej   inwencji.                                                     W 1996 roku Lynch przypomniał się kinowej widowni, realizując Zagubioną autostradę (Lost Highway).   Film opowiedziany w poetyce koszmarnego snu, w którym osoby zamieniają   się twarzami, a zdarzenia nie respektują praw logiki, pełen  fabularnych  zagadek, wysmakowany wizualnie i dźwiękowo, pozostawiał po  sobie  olbrzymie uczucie przeżytego transu.     
Całkowite zaskoczenie przyniosła natomiast Prosta historia (The Straight Story)   - ujmująca  rozbrajającą prostotą, pięknem i wiarą w drugiego  człowieka  opowieść o farmerze Alvinie Straight, który odbywa  kilkusetmilową  podróż ciągnikiem do kosiarki, aby pojednać się z  umierającym bratem.  Obraz zdobył Nagrodę Pięciu Kontynentów dla  najlepszego filmu 1999.
„NIC NIE JEST TYM, CZYM SIĘ WYDAJE”
Mulholland Drive to autostrada rozciągająca się pomiędzy Los Angeles. To także tytuł najnowszego filmu Davida Lyncha, który pozornie wydaje się połączeniem Twin Peaks z Zagubioną autostradą.   Wielość równoległych wątków, epizodycznych postaci i filmowych   konwencji – poczynając od filmu sensacyjnego i musicalu, a na dramacie   obyczajowym, telenoweli i filmie grozy kończąc – odsyła do Miasteczka Twin Peaks.   Z drugiej strony film posiada wyraźną dwuczęściową strukturę, klimat   sennego zagrożenia, a także motyw zamiany twarzami – osobowościami, co   przywołuje Zagubioną autostradę.  
Czyżby reżyser powtarzał własne, znane z poprzednich filmów motywy?
Raczej nie, gdyż są to jedynie chwyty formalne i fabularne charakterystyczne dla stylistyki jego filmów. Sama bowiem opowieść jest historią autonomiczną i wciągającą.
Raczej nie, gdyż są to jedynie chwyty formalne i fabularne charakterystyczne dla stylistyki jego filmów. Sama bowiem opowieść jest historią autonomiczną i wciągającą.
                                                                                 ***
Jedna z początkowych sekwencji przenosi widzów do luksusowego samochodu. 
Z tyłu, w miejscu dla pasażera, siedzi ciemnowłosa kobieta (Laura Elena Harring) ; jej twarz oświetlona księżycową poświatą nie wyraża emocji. Nagle samochód zatrzymuje się gwałtownie, a kierowca z siedzącym obok drugim mężczyzną, grożąc pistoletem, każą zdezorientowanej kobiecie wysiąść. W tym momencie w tył limuzyny uderza samochód wiozący rozbawioną grupę młodzieży. Kobieta cudem uchodzi z miejsca wypadku. Będąc w głębokim szoku, znajduje schronienie – pod nieobecność właścicielki – w stylowym kilkupokojowym mieszkaniu.
Z tyłu, w miejscu dla pasażera, siedzi ciemnowłosa kobieta (Laura Elena Harring) ; jej twarz oświetlona księżycową poświatą nie wyraża emocji. Nagle samochód zatrzymuje się gwałtownie, a kierowca z siedzącym obok drugim mężczyzną, grożąc pistoletem, każą zdezorientowanej kobiecie wysiąść. W tym momencie w tył limuzyny uderza samochód wiozący rozbawioną grupę młodzieży. Kobieta cudem uchodzi z miejsca wypadku. Będąc w głębokim szoku, znajduje schronienie – pod nieobecność właścicielki – w stylowym kilkupokojowym mieszkaniu.
W tym samym czasie blondynka o imieniu Betty (Naomi Watts)   opuszcza pokład samolotu przybyłego do Los Angeles. Zaradna i   przebojowa początkująca aktorka jest przepełniona nadzieją, iż uda się   jej spełnić „amerykański sen”. Z lotniska udaje się do aktualnie nie   zamieszkiwanego apartamentu ciotki, także aktorki.
W   mieszkaniu czeka na nią niespodzianka: spotyka zagubioną i przerażoną   brunetkę. Kobieta utrzymuje, iż straciła pamięć – jest świadoma jedynie   wypadku, który przydarzył się jej na Mulholland Drive. Pomiędzy   kobietami zawiązuje się nić przyjaźni. Razem próbują rozwiązać tajemnicę   przeszłych zdarzeń i odkryć tożsamość brunetki. W jej torebce znajdują   niebieski klucz i pięćdziesiąt tysięcy dolarów...
Tymczasem zorganizowana grupa  mężczyzn zaczyna podążać jej śladem...
W   tym momencie pada trop, iż będziemy mieli do czynienia z kryminałem,   bądź thrillerem opowiadającym o pościgu gangsterów za kobietą   posiadającą pieniądze i jakiś ważny klucz, być może od sejfu. Kino   przyzwyczaiło nas również do osób, które w wyniku traumatycznych przeżyć   tracą pamięć, a jej powrót jest jednocześnie rozwiązaniem jakiejś   zagadki, bądź zdemaskowaniem przestępcy/mordercy. Ten jednak, kto   chociaż trochę zna „kino według Lyncha” wie, iż takie tropy okazują się   mylne. 
                                                    ***
Już   pierwsze odsłony filmu – wraz z sensacyjną intrygą – przynoszą kilka   scen, które wyraźnie odstają od tak jednolitej interpretacji. Jedna z   takich sekwencji ma miejsce w barze i rozgrywa się pomiędzy dwoma   mężczyznami. Młodszy opowiada przerażający, bardzo realistyczny sen. Dzieje się on w tym samym barze,   w tej samej scenerii wnętrza, dotyczy obu mężczyzn, którzy – tak jak w   chwili obecnej – rozmawiają ze sobą. Następnie udają się na zaplecze, w   miejsce które zaniepokoiło jednego z nich, a tam zdarza się coś   strasznego. Słuchacz, starszy i bardziej opanowany mężczyzna, chcąc   uspokoić znerwicowanego kolegę, proponuje przechadzkę na zaplecze.  Na   miejscu – tak jak to było we śnie – młodszy mdleje. Zza rogu wyłania się   przeraźliwa, jakby spalona twarz, ani to indiańskiego szamana, ani to   demona. 
We wspomnianej sekwencji film odsyła nas w stronę filmu grozy, ale jest to także fałszywy ślad. Mulholland Drive – w przeciwieństwie do wcześniejszych dokonań Lyncha   – prawie całkowicie rezygnuje z przemocy i makabry. Wprowadza strach   typu „co takiego czai się/zdarzyło się za zamkniętymi drzwiami”,   bardziej powołując się na baśń o Sinobrodym, niż na któregoś z twórców   horrorów.
Przeważnie większość produkcji Lyncha budzi lęk. Budziła go groteskowa Głowa do wycierania, pełne przemocy Blue Velvet, tajemnicze Twin Peaks, czy hipnotyczna Zagubiona autostrada.   W najnowszym obrazie – jak i w poprzednich – wywołanie strachu nie  jest  celem nadrzędnym. Groza jest kolejną z części składowych  opowieści,  jeszcze jednym składnikiem koktajlu. Niemniej powolne,  wyciszone najazdy  kamery, gra świateł i cieni, a także nierzeczywisty  ton opowiadanej  historii powodują, że widz odczuwa lęk. To jednak nie  powinno dziwić,  zważywszy że sam reżyser w jednym z licznych wywiadów  oznajmił: „Lubię  wszystko, co niesie tajemnicę i marzenie, konflikt na  śmierć i życie.  Tajemniczy i mroczny – oto najpiękniejsze słowa  świata”.
                                                                         ***
Paradoksalnie   – nie gorsze wrażenie zrobiły na mnie akcenty komediowe, dominujące   zwłaszcza w pierwszej części filmu. Reżyser znany jest z poczucia   humoru, czemu często daje wyraz w swoich dziełach. W Mulholland Drive   dowcip jest zazwyczaj prosty i dyskretny, ale niekiedy przeradza się w   czarny humor rodem z wcześniejszych fabuł braci Coen (scena, w której   płatny morderca nieudolnie zabija mężczyznę posiadającego czarny notes,  w  którym zapisana jest „historia świata  w liczbach”), czy osławionej   gangsterskiej burleski Quentina Tarantino Pulp Fiction. Gest uznania dla Pulp Fiction   widoczny jest szczególnie w scenie, w której odwrócony tyłem    „gangster” o potężnej posturze i szerokim karku rozmawia przez telefon.
                                                                               ***Czy   to znaczy, że film Lyncha jest tylko parodystycznym zapożyczeniem,  bądź  kolejną postmodernistyczną prowokacją? Odpowiedź brzmi: nie. 
Pozorny chaos w prowadzeniu akcji, następujące po sobie, często oniryczne ujęcia, które wydają się nic nie znaczyć i nijak się mieć do rozwoju narracji - w rzeczywistości coś jednak opowiadają. Z wielu epizodycznych dziwacznych postaci, z rozmaitości przedmiotów-symboli takich jak: niebieskie pudełko, popielniczka w kształcie fortepianu, czarny notes, pieniądze, niebieski klucz - reżyser tworzy intrygującą, misternie skonstruowaną opowieść, której rozwiązanie stanowi prawdziwą zagadkę intelektualną.
Pozorny chaos w prowadzeniu akcji, następujące po sobie, często oniryczne ujęcia, które wydają się nic nie znaczyć i nijak się mieć do rozwoju narracji - w rzeczywistości coś jednak opowiadają. Z wielu epizodycznych dziwacznych postaci, z rozmaitości przedmiotów-symboli takich jak: niebieskie pudełko, popielniczka w kształcie fortepianu, czarny notes, pieniądze, niebieski klucz - reżyser tworzy intrygującą, misternie skonstruowaną opowieść, której rozwiązanie stanowi prawdziwą zagadkę intelektualną.
                                                                             ***
We   współczesnym kinie króluje „łopatologiczna dosłowność”. Wszystko musi   być zrozumiałe, wyjaśnione, połączone związkiem przyczynowo-skutkowym.   Przyzwyczajono nas do tego, iż linearnie układające się zdarzenia  nie   wymagają robienia użytku z mózgu. My- widzowie, opanowaliśmy umiejętność   współodczuwania wraz z bohaterem, ale  zatracamy  zdolność do   samodzielnego myślenia i koncentracji. Dobrze, że kino posiada jeszcze w   swoim dorobku filmy Tarkowskiego, Bergmana, Allena, Zanussiego, Aronofsky’ego,   Jarmuscha czy Tarantino, które odbiera się nie tylko emocjonalnie, ale   także intelektualnie (Najlepszym zeszłorocznym przykładem takiego filmu   jest genialny animowany Shrek ).
                                                                             ***
|  | 
| Mulholland drive at night fot.pochodzi z bloga Johna Wisemana | 
Mulholland Drive   to film na pewno frapujący, aczkolwiek niektóre sceny  (np. wypadku   samochodowego) uważam za mocno „naciągane”. Początkowo miał mieć formę   telewizyjnego serialu, ale projekt upadł po odrzuceniu przez stację ABC   pilotowego odcinka. Gdy  zdawało się  że pomysł przepadnie, nagle   pojawiło się zielone światło. Projekt doczekał się filmu   pełnometrażowego. Trochę żałuję, że nie stał się serialem.   Przedstawiając i splatając wiele pobocznych wątków miał szansę dorównać   genialnemu Twin Peaks. Tylko zamiast pytania „Kto zabił Laurę Palmer”, postawiłby: „Co tak naprawdę wydarzyło się na Mulholland Drive”. 
***
***
Sprawiedliwie   muszę przyznać, iż film posiada mocne wyczucie reżyserii. Jak   wspominałem powyżej, składa się jakby z dwóch części, z której każda   prezentuje jednorodny styl. Obraz jest wysmakowany plastycznie, posiada –   jak to u Lyncha – fantazyjne ozdobniki,  ale potrafi także zbliżyć się do typowego dla utworów Roberta   Altmana realistycznego sposobu odwzorowania rzeczywistości i   „szorstkości” reżyserii wczesnych dokonań Martina Scorsese czy Abla   Ferrary. Mniej tu artystycznej maniery  twórcy. To nie przypadek, że za    Mulholland Drive artysta zdobył nagrodę reżyserską  na ostatnim festiwalu filmowym w Cannes (ex equo z Joelem Coen – film pt. Człowiek, którego nie było) oraz nominację do tegorocznego Oskara.      
W   warstwie scenariusza postrzegam go także jako historię nieszczęśliwej   miłości jednej kobiety do drugiej. Miłości, która nie przynosi   katharsis, a jedynie nihilistyczny odlot ku krainie niespełnienia i   szaleństwa. To również historia młodego hollywoodzkiego reżysera Adama   Keshera (Justin Theroux) realizującego nowy film, którego   dotychczasowe życie pod wpływem nagłych, niespodziewanych wydarzeń   diametralnie się zmienia. Wprowadzone w ostatniej odsłonie filmu Deus ex   Machina burzy dotychczasowy porządek narracji;  ukazuje tych samych   aktorów, ale w odmiennych filmowych relacjach, w nie przynależnych doń   sytuacjach i posiadających całkowicie inne ekranowe imiona.
                                                                               *** Mój   podziw zawsze wzbudzał sposób prowadzenia przez artystę aktorek,   chociaż zasugeruję stwierdzenie, iż charakterystyczne wcielenia postaci   kobiecych osiągał przeważnie za pomocą eksponowania ciekawych -   odpowiednio oświetlonych i sfilmowanych, ale posiadających to „coś” -   twarzy. On po prostu kocha kobiece piękno. Nawet lesbijska scena   erotyczna rozegrana pomiędzy bohaterkami jest kameralna i pozbawiona   pewnej wulgarności, typowej dla filmów pokroju Henry i June Philipa Kaufmana.
Mój   podziw zawsze wzbudzał sposób prowadzenia przez artystę aktorek,   chociaż zasugeruję stwierdzenie, iż charakterystyczne wcielenia postaci   kobiecych osiągał przeważnie za pomocą eksponowania ciekawych -   odpowiednio oświetlonych i sfilmowanych, ale posiadających to „coś” -   twarzy. On po prostu kocha kobiece piękno. Nawet lesbijska scena   erotyczna rozegrana pomiędzy bohaterkami jest kameralna i pozbawiona   pewnej wulgarności, typowej dla filmów pokroju Henry i June Philipa Kaufmana.Aktorsko szczególnie dobrze wypada australijka Naomi Watts,   filmowa Betty-Diana, która odtwarza w zupełnie inny sposób obie (tę   samą?) postaci. Z początku trochę szarżuje, ale wymaga tego scenariusz.   Mocne wrażenie robi w jednej z najlepszych scen filmu -   kilkunastominutowym przesłuchaniu do roli w „operze mydlanej” – grając   przesadnie teatralnie i eksponując ogrom uczuć i emocji. Natomiast Laura Elena Harring czyli brunetka Rita-Camilla wyszła już chyba z serialów pokroju Sunset Beach.   Jej gra jest powściągliwa i opiera się w znacznej mierze na  zmysłowości  i sex-apealu typowej femme fatale. Reszta ekipy aktorskiej  także  wypełniła swoje zadanie.
                                                                        *** 
Film nie byłby tak udany, gdyby nie muzyka Angelo Badalamenti.   Kompozytor za pomocą elektroniki syntezatorów współtworzy   fantasmagoryczny, „lynchowski” klimat od lat. Duet ten porównywany jest   do tego, który kiedyś przewodził w europejskim kinie: Federico Fellini –   Nino Rota.
Niezwykle ważne dla jakości obrazu są ascetyczne i wyważone zdjęcia Petera Deminga, twórcy zdjęć m .in. do Zagubionej autostrady.
Film   został uznany przez Stowarzyszenie Amerykańskich Krytyków za film  roku,  ale z czystym sumieniem mogę polecić go tylko fanom Lyncha   surrealisty-symbolisty. Reszta widzów może czuć się trochę   zdezorientowana i znudzona.   
           Mulholland Drive.Scenariusz   i reżyseria: David Lynch  Zdjęcia:Peter Deming  Muzyka:Angelo    Badalamenti Montaż:Mary Sweeney  Obsada:Laura Elena Harring Naomi Watts   Justin Theroux Ann Miller Michael J. Anderson Robert Forster Dan Hedaya  i  inni.Usa/Francja 2001, 146 min
             tekst ukazał się w art-zinie "Experyment" 1/2003                                                                 











 
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz